sobota, 15 września 2012

Info.

         Przepraszamy, że tak długo nie ma rozdziału. Na jakiś czas zawieszamy tego bloga z powodów osobistych. Trochę się narobiło u nas i nie mamy już tak dużo wolnego czasu, aby napisać coś nowego. Obiecujemy, że kiedyś pojawi się nowy rozdział ;) Dla zainteresowanych: podajcie jakiś kontakt pod tym postem, a my na pewno was poinformujemy o rozdziale :) Jeszcze raz bardzo was przepraszamy. 

                                                                                          foreveryoung

poniedziałek, 3 września 2012

Rozdział 4.

- Gdzie ty do cholery jesteś!?
- Już dojeżdżam panno George.
- Miałeś tu być o 11! – krzyknęłam i rzuciłam telefonem. Czy tak trudno jest przyjechać na czas!? Kolejny idiota kierowca. Tata naprawdę nie umie dobierać pracowników. W końcu pod mój dom podjechał czarny wóz i mogłam już jechać do firmy. Naprawdę nie wiem po co ojciec mnie tam ciągnie, ja raczej nie mam zamiaru jej przejąć, a pogadać możemy w jakimś normalnym miejscu. A ja muszę się specjalnie przebijać przez korki, bo mu się tak zachciało. Jeszcze ten wkurzający kierowca.
- Możesz jechać szybciej?!
- Niestety, tu jest ograniczenie pręd…
- W dupie mam jakieś ograniczenia! Chcę już być na miejscu- przerwałam mu i założyłam słuchawki, chociaż na chwilę mogłam odreagować. Po jakiś dziesięciu minutach byliśmy na miejscu. Oczywiście musiałam zaczekać, aż ten łaskawie otworzy mi drzwi, no ale cóż. To był jego ostatni dzień pracy. Weszłam do budynku przepychając się przez jakiś ludzi, czy oni nie mają nic szacunku?
- Dzień dobry panno George – usłyszałam słodziutki głos recepcjonistki, zjechałam ją tylko wzrokiem i weszłam do windy. 15,16,17 i ten wpieniający dźwięk. Wyszłam na korytarz i krzyknęłam jak to miałam w zwyczaju:
- Jest u siebie? –od razu obok mnie znalazła się jego asystentka.
- Tak, już czeka - weszłam do gabinetu i zobaczyłam tatę rozmawiającego przez telefon. Pokazał mi żebym usiadła, a ja prychnęłam dając do zrozumienia, że nie potrzebuje pozwolenia.
- Tak, dobrze. Do zobaczenia – odłożył telefon. – Witaj Cassie.
- Cześć – odpowiedziałam nie zwracając na niego uwagi.
- Jane zrób mi kawy.
- Oczywiście, tą co zawsze? – tata kiwnął głową. - A pani George?
- Whiskey – odpowiedziałam, a tata popatrzył na mnie z góry.
- Dla niej to samo– usłyszałam zamknięcie drzwi, a tata usiadł przede mną. - Co masz mi do powiedzenia?
- Słucham? To ty chciałeś się ze mną widzieć.
- Tak, ale myślałem, że wiesz z jakiego powodu.
- Oświeć mnie – pokiwałam ironicznie głową.
- Ciągłe imprezy, alkohol, wyrzucanie pieniędzy w błoto. Mam więcej wymieniać?
- I tylko po to mnie tu ściągnąłeś? – popatrzyłam się na niego.
- Cassie do jasnej cholery! Masz 19 lat! Co zamierzasz zrobić ze swoim życiem?
- Będę robiła to co do tej pory – drzwi się otworzyły, a ja poczułam zapach świeżej kawy, nie przerywałam jednak kontaktu wzrokowego z tatą.
- Czyli co, marnowanie moich pieniędzy?
- Twoich, no jasne. Nie zapominaj dzięki komu masz rozgłos!
- No rzeczywiście dobrą reklamę mi dajesz pokazując się pijana przed klubami!
- Nie wtrącaj się…
- Mam do tego prawo! Dzięki moim pieniądzom masz takie możliwości.
- Jak zwykle, tylko twoje sukcesy mają jakieś znaczenie. Jeśli twoim jedynym celem było opierdolenie mnie to żegnaj! – wstałam i odkręciłam się, a tuż pod moim nosem ukazała się Charlie, ta sama która wczoraj zniszczyła mi sukienkę i ta sama w której kocha się nasz Haroldek. Stała z tacką z kawami i patrzyła na mnie, jakby ducha zobaczyła. – A ta co tu robi?!
- Pracuje, nie widać? – odpowiedział mi tata.
- Jeszcze tu będziesz mi się pokazywać?! Spieprzaj stąd! – krzyknęłam na nią, ale ona się nie ruszyła. – Głucha jesteś?!
- Nie, nie jestem. Ale to nie pani jest moją pracodawczynią i raczej nie może mnie pani zwolnić– odpowiedziała z pełną powagą.
- TATO!
- Cassie uspokój się i wyjdź.
- Ale!
- WYJDŹ – krzyknął tak głośno, że aż kawa w filiżankach zadrżała. Wzięłam głęboki wdech i wyszłam z gabinetu trzaskając drzwiami. Jeszcze tego brakowało, żeby ta idiotka tu pracowała! Zjechałam na dół i od razu zapaliłam. Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Zayna:
- Co tam Cass?- usłyszałam po chwili.
- Przyjedź do mnie – powiedziałam stanowczo.
- Coś się stało? Jesteś zdenerwowana.
- Po prostu przyjedź okej?!
- Przepraszam Cassie, ale jesteśmy w studio, nagrywamy i nie mogę teraz…
- TY KURWA NIGDY NIE MOŻESZ! – wydarłam się nie bacząc na to, że ludzie wokół już się dziwnie patrzyli. Zapaliłam kolejnego papierosa i wsiadłam do samochodu, kierowca spytał dokąd:
- Na lotnisko.

***

- Co jest? – spytałem Zayna widząc jak siedzi zdenerwowany.
- Nic… Cassie dzwoniła.
- I wszystko jasne. O co tym razem?
- Sam nie wiem, była jakaś zdenerwowana.
- Ale weekend na Ibizie aktualny? – wtrącił się Lou.
- Nie mam pojęcia, wracajmy do pracy – odpowiedział brunet i wstał z kanapy. Do końca dnia nie był sobą. Po pracy od razu pojechał do tej… nie chcę używać brzydkich słów, gwiazdeczki. Ja razem z Niallem wybrałem się do klubu, w którym pracowała Charlie. Niestety niczego się nie dowiedzieliśmy. Kierownik nas spławił bez żadnych informacji. Zdenerwowało mnie to, a kiedy w domu nie było jeszcze Zayna zacząłem się dodatkowo denerwować. Nie wracał do późna, aż około 2 usłyszałem jak drzwi się otwierają, wstałem z łóżka i wyszedłem na korytarz.
- Rany.. Zayn – podszedłem do chłopaka, który był zalany w trzy dupy. –Nie znasz innych sposobów na odreagowanie?
- Drugi jebnął focha – odpowiedział i minął mnie wchodząc do swojego pokoju. Jeszcze tego brakowało, żeby doprowadzała go do takiego stanu! Martwię się o niego, z resztą nie tylko ja. Wróciłem do kuchni i nalałem sobie soku, w nocy najlepiej się myśli.
- Harry wstawaj! – usłyszałem na uchem Nialla.- Czemu śpisz z głową na blacie? –spytał, a ja rozejrzałem się dookoła.
- Ymm… musiałem przysnąć. Co ty się drzesz?
- No bo musimy się na lot przyszykować!
- Jaki lot?
- No na Ibizę cwelu!
- Niall sądzę, że to już nie aktualne. Zayn pokłócił się z Cassie.
- Co ty gadasz? On nas obudził i kazał się zbierać.
- Że co? – spytałem i wstałem w poszukiwaniu mulata. Pakował swoje rzeczy w pokoju, podśpiewywał pod nosem i wykonywał dziwne ruchy, to chyba był taniec.
- Yyyy Zayn?
- Tak? – odkręcił się do mnie.
- Wszystko ok?
- No jasne, że tak! A czemu pytasz?
- No bo wczoraj wróciłeś spity i wkurzony?
- Aaa to. To już przeszłość. – machnął ręką.
- Czyli pogodziłeś się z Cass? – spytałem, a on pokiwał radośnie głową.
- Pojechałem wczoraj do niej, ale zastałem zamknięte drzwi. Wydzwaniałem, ale nie odbierała. Nie wiedziałem co się dzieje, myślałem że ma mnie dość. Ale rano zadzwoniła z Ibizy i powiedziała, żebyśmy do niej dojechali.
- Tak po prostu?
- Yhym. A co? – chciałem mu przemówić do rozumu, ale był taki radosny. Nie chciałem mu tego psuć. Wróciłem do pokoju i sam spakowałem parę rzeczy. O 11 mieliśmy lot. Na lotnisku odebrała nas Cassie z dwójką ochroniarzy.
- Hej skarbie – od razu przykleiła się do Zayna, a on ja pocałował. – Gotowi na świetną zabawę? –spytała nas, a jej uprzejmość mnie zdziwiła. – To jedziemy od razu na jacht!
- Mieliśmy jeszcze wrócić do hotelu – odezwał się jeden z ochroniarzy.
- Ale zmieniłam zdanie? – Cassie rozłożyła ręce. – Nie wtrącaj się i zabierz bagaże – odpowiedziała, łapiąc Zayna za rękę i prowadząc nas do samochodu. Wszyscy już przywykli do tego jak traktowała pracowników swojego taty. Nie wiem dokładnie czym się zajmował, ale czy on naprawdę nie widział jak ona się zachowuje? Czarny wóz zawiózł nas nad samo morze, przeszliśmy na przystań gdzie stały prywatne łodzie i wielkie jachty. Kiedy Cass pokazała, który należy do jej ojca wszyscy zaniemówiliśmy. Musiał być warty fortunę, weszliśmy na pokład i zostawiliśmy bagaże na dole. Kiedy wyszedłem na pokład brunetka właśnie rozmawiała przez telefon, oczywiście była wkurzona.
- Uspokój się dziewczynko, nie jesteś moją niańką… Mam to w dupie, rób co chcesz, ale pamiętaj co ci powiedziałam. Dobrze sobie to przemyśl– rozłączyła się i spojrzała na mnie.
- O Harold, jak tam? Znalazłeś ukochaną? –spytała ze sztucznym uśmiechem, nic nie powiedziałem bo w końcu obiecałem coś Zaynowi. O wilku mowa, Zayn pojawił się na pokładzie i podszedł do nas.
- Wszystko w porządku? – spytał.
- Oczywiście że tak, tylko rozmawiamy – odpowiedziała mu Cass. – Zaraz wrócę, ten koleś potrzebuje specjalnego poproszenia do odpłynięcia? –minęła mnie i weszła pod pokład. Olewając Zayna usiadłem na leżaku, po chwili dosiadł się do mnie i zaczął:
- Harry co się dzieje?
- Hmm?
- No przecież widzę. Coś się stało? Coś z Cass?- pokiwałem przecząco głową. – Źle się czujesz? – znowu zaprzeczyłem. – Chodzi o Charlie? – spytał, a ja spojrzałem na niego zdziwiony taka sugestią. – No wiesz… Niall mówił, że niczego się nie dowiedzieliście i pomyślałem, że to może przez to. Słuchaj jak chcesz spytam się Cassie, czy coś o niej wie.
- Nie, nie chcę żeby i ona się w to mieszała.
- Ale może coś pomóc.
- Myślisz, że jak wie, że mi na tym zależy to nam pomoże? Błagam cię.
- Wymyślę coś, a ty się nie przejmuj – poklepał mnie po ramieniu.
- Czym się przejmujesz? – poczułem na sobie ręce Louisa.
- Niczym – ściszyłem głos.
- No nie gadaj, że przez tą pannę z telewizji masz taki humor.
- A jeśli nawet to? –spojrzałem na niego wymownie.
- Spokojnie, po prostu myślę, że wziąłeś to zbyt na poważnie. Przecież ty jej nawet nie widziałeś na żywo, a co jeśli jest stara i pomarszczona? –zażartował.
- To i tak nie zmienia faktu, że chcę ją spotkać, a wam nic do tego– wstałem i podszedłem do burty. Poczułem, że łódź rusza i oddala się od brzegu. Nie wiem czy dobrze zrobiłem tu przyjeżdżając. No ale, okaże się, nie?

Jako, że zaczęła się szkoła, będziemy starały się wyrobić z rozdziałem na tydzień. Ale to wy nas napędzacie zostawiając komentarze, więc... Wiecie co robić ;D